Wielkie Greckie Wakacje

Wyspa gąbek: Simi i Panormitis

        Simi, podobnie jak z Rodos – nazwa głównego miasta jest również nazwą wyspy. Znajduje się na niej wiele zabytków i ważnych miejsc. Od 1995 roku odbywa się coroczny festiwal muzyki greckiej i tańców ludowych. Simi Posiada także wiele mniejszych miejscowości. Na przykład Panormitis, znajduje się na południowej stronie wyspy. Jest to miejsce pielgrzymek Greków prawosławnych, ponieważ znajduje się tam klasztor i kościółek z XVII w. z ikoną św. Michała Archanioła. Na terenie klasztoru znajduje się też małe lokalne muzeum. Samo miasteczko znajduje się w pięknej zatoce, z cudownym kolorem wody.

       

        Miasteczko Simi słynie z gąbek, prawdziwych gąbek. Zamieszkiwało tam niegdyś wielu poławiaczy i było to główne źródło dochodu mieszkańców. Wszystko, co związane z gąbkami: ich łowienie, tworzenie strojów do nurkowania, pływanie, obrabianie gąbek, sprzedaż i wiele innych. Teraz miasteczko jest miejscem turystycznym i nadal można tam zakupić gąbki, zioła czy przyprawy. Do 8 maja 1945 roku Simi, było okupowane przez Niemców, a ich kapitulacja została podpisana w głównym mieście, w miejscu, które można dziś zobaczyć. Tak jak ruiny antycznej cytadeli, wieżę zegarową z 1880 roku, czy pomnik bohaterów wojen znajdujący się w porcie.

Simi to zbudowane kaskadowo, kolorowe domki, położone w zatoce w północnej części wyspy. Urokliwe zakątki i wąskie uliczki prowadzące w górę – uwielbiam takie klimaty.

 

Klasztor w Panormitis
Kaskadowe kolorowe domki
Małe muzeum na terenie klasztoru
Wieża zegarowa z 1880 roku w Simi
Uliczki Simi

Lindos – miasteczko kapitańskie i Akropol

 

        Z parkingu trzeba zejść w dół. Wejście prowadzi przez bramę w murach miasta. Przy wejściu stoją osiołki, którymi można przebyć drogę na szczyt. Wąskie uliczki zaczynające się za murami i pnące się w górę, aż do Akropolu, na którym są ruiny świątyni bogini Ateny. Idziemy ułożonymi, kamienistymi, mozaikowymi ścieżkami między kaskadowo ułożonymi, białymi domkami, sklepikami; mijając kościół bizantyjski Najświętszej (Panagia) Maryi Panny z Lindos i okazałe domy kapitańskie.

Akropol w wolnym tłumaczeniu oznacza miasto na wzgórzu. Dosłownie najwyższe miasto. Na ich szczytach budowano świątynie pełniące miejsce kultu, ale posiadające też funkcje obronne, ze względu na strategiczne położenie.

Miasteczko jest położone nad uroczymi zatokami, doceniono dogodne położenie i postanowiono zbudować port. Tak Lindos się rozrastało i zaczęli je zamieszkiwać marynarze i kapitanowie. Po powstaniu Rodos, miasto Lindos straciło na znaczeniu, jednak nie upadło, a dziś utrzymuje się z turystyki. Obecnie mieszka tam niecałe 1000 osób.

 

        Przy wejściu w części starożytne, gdzie trzeba uiścić opłatę za wejście, rozciągają się piękne widoki na miasteczko i urokliwe zatoki i plaże. Wchodząc na Akropol, można spotkać wizerunek antycznego okrętu wyryty w skale, wraz z ławeczką na, której zasiadał rząd miasta. Ten relief skalny (skalna płaskorzeźba) wykonał około 170 r. p.n.e., Pitokryt – twórca Nike z Samotraki – na cześć kapitana jednego ze statków, Hagesandrosa.

 

        Idąc wyżej ukazują się fragmenty starożytnych schodów prowadzących do świątyni, bramę i część pałacu Joannitów oraz drzewa oliwne; hellenistyczne krypty i eksedra – pomieszczenia przeznaczone do dysput- z pozostałościami wielu posagów; czy tak zwane „schody do nieba”. Są to schody prowadzące do propylejów – czyli coś w rodzaju bramy oddzielającej niejako doczesność, a to, co jest poświęcone bóstwom. Przy propylejach należało zostawić wszystkie troski i codzienne sprawy, a dalej poświęcić się tylko modlitwie. Nazwa „schody do nieba” nie jest przypadkowa. Są tak umiejscowione, że gdy przed nimi stajesz widzisz tylko niebo. Stając na szczycie ukazuje się świątynia Ateny.

 

        Z samego szczytu jest widok na zatokę św. Pawła, która ma kształt odwróconego serca, w której stoi maleńki kościółek. Wiele Par Młodych marzy o zaślubinach w tym szczególnym, romantycznym miejscu.

Na szczycie Akropolu spędziłam najwięcej czasu – wyciszyłam się, niespodziewanie odnalazłam „swoje miejsce na ziemi” i napawałam pięknymi widokami, które były dookoła.

 

Ścieżki mozaikowe z kamieni
Lindos
Na Akropolu
Przed murami miasta kapitańskiego
Skalna płaskorzeźba statku
"Schody do Nieba"
Zatoka św. Pawła

        A ty jakie miejscówki lubisz? Gdzie się wyciszasz? Co jest „Twoim miejscem na ziemi”? Może masz takich miejsc kilka jak ja? Może masz jakieś nieoczywiste, niespodziewane miejsce?

 

Największa przygoda

 

        Planując zwiedzić miasto Rodos, co robiłam na własną rękę, oczywiście nie odbyło się bez przygód. Choć odpowiedniejszym określeniem byłoby po prostu „pójść na spontanie, nie wiedząc praktycznie nic i licząc na internet”. No cóż, ja lubię też i takie przygody. Jest potem co opowiadać i wspominać.

Na początek stwierdziłam, że przejdę z Ialisos do Rodos na nogach, brzegiem morza.

Zdjęcie poglądowe odległości

        Chciałam dojść do Rodos i jeszcze znaleźć kościół i pójść na Mszę na 12, gdyż była to niedziela. Według googla powinnam zdążyć. Tylko był jeden mały szkopuł. Plaża była kamienista, a momentami to tylko skały wystawały z morza. Doszłam tylko do kurortów i stwierdziłam, że stamtąd szybciej złapię jakiś autobus (co tam to też nie jest takie proste, ale o tym innym razem). Przeszłam jakąś połowę drogi, drugą połowę już przejechałam autobusem. Na planowaną godzinę do kościoła oczywiście nie dotarłam. Do miasta się dostałam, ale mój GPS po raz kolejny stwierdził, że „wie lepiej” gdzie ja chcę iść i prowadził mnie do kościoła, rzymskokatolickiego, katedra św. Franciszka z Asyżu. GPS przewlókł mnie przez poł miasta i ludzi tam bywało już coraz mniej. Nieciekawie zaczęło się robić. Udało się jednak dojść, owszem, ale to nie był kościół, o którym wiedziałam od rezydenta. I Msza już tam była o 11 i później nic, więc po ptokach. W tamtym momencie nie byłam spokojna.

       

        Wracając natknęłam się na mury – okazało się, że za nimi mieści się Stare Miasto. Ta cała wycieczka jednak nie była po nic. Powiedziałam, pooglądałam, zjadłam i dogadałam się jeszcze z jakimiś ludźmi, gdzie jest kościół „Sancta Maria”, spisałam konkretny już adres. Później, jako że miałam jeszcze sporo czasu do Eucharystii postanowiłam pójść na plaże. Widziałam port i wielkie kasyno. Gdy zbliżał się czas zaczęłam iść odpowiednim kierunku. Mapy Google, które powinny wiedzieć lepiej, wcale nie wiedziały. Znalazłam mapkę, na której ulica, której potrzebowałam była akurat zaznaczona.

       

        Szukanie kościoła w kraju, w którym na każdym rogu nie stoją świątynie rzymskokatolickie, nie jest wcale takie proste. Dostałam informację, o jednym kościele, jak się okazało, były dwa.

Po kilku zawiłościach w końcu udało się dotrzeć do kościoła i na Mszę. Było dość późno, bo 18:30, gdy wyszłam, a miała jeszcze sporą część miasta do przebycia. Postanowiłam wrócić przez centrum nowego miasta, nie miałam pojęcia, o której godzinie jedzie jakikolwiek autobus. Docierając zobaczyłam, że stoi na przystanku, jak się okazało ostatni, który mnie dowiezie do Ialisos. Ulga – wyjadę dziś z Rodos.

     

        Ale, ale, ale….żeby nie było tak gładkiego zakończenia, bo jakżeby to tak. W autobusie zasnęłam ze zmęczenia i przespałam swój przystanek. Autobus dojechał aż na lotnisko. Tym razem ja już ze stoickim spokojem, (bo ile razy można wpadać w panikę jednego dnia…) dogadałyśmy się z panią kierującą autobusem, że mnie wysadzi gdzie trzeba, tylko dojedzie do końca trasy i że to już ostatni kurs. Pani była na tyle miła, że nie musiałam kupować kolejnego biletu. Dotarłam do hotelu, nogi miałam jak z waty. Nie wiem ile przeszłam, ale dużo. Lubię chodzić, a gdy jestem już tym zmęczona to oznacza jedynie, że podniosłam sobie nieźle poprzeczkę tymi „spacerami”. Otworzyłam wino. Niedługo potem poszłam spać. Następny dzień był przeznaczony na słodkie lenistwo w słońcu nad brzegiem morza.

 

Port Mandraki w Rodos

        To był dzień z całą paletą emocji i przygód. Każda z emocji się pojawiła we mnie tego dnia. Dzięki temu odkryłam wiele ciekawych miejsc i zapamiętam to w szczegółach na długo. Całe to piękno, ciepło, uroki miasta, zakamarki, do których dotarłam i życzliwość ludzi. Raz na jakiś czas dobrze jest przeżyć właśnie taką przygodę. Mnie one najlepiej zapadają w pamięć i najwięcej uczą i sprawiają, że potem doceniam też planowanie.

 

 

 

        A Tobie co przydarzyło się w mijających 365 dniach? Jakie swoje marzenia spełniłeś? Jakie przygody przeżyłeś? Co pozytywnego Cię spotkało?

Podziel się w komentarzu swoją radością z innymi!

 

 

RoztargnionaSzalona

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *